Na mnie się kończy i zaczyna. Jestem rodzicem i to wspaniałym rodzicem.
- Monika M Burzykowska
- Feb 27
- 4 min read
Updated: Mar 1
Jednym z głównych efektów wychowania, jakie otrzymałam jest brak wiary w siebie i własne możliwości. Nie winię za to ani rodziny, ani społeczeństwa bo jestem już na to za stara. Teraz jest czas by wziąć odpowiedzialność za siebie i swój sposób na życie.
Wskazuję jednak na tę przypadłość ponieważ wiem, że większość z nas zmaga się z podobnym problemem.
Większość z nas podważa swoje umiejętności, predyspozycje, prawo do radości czy spełnienia swoich pragnień i misji życiowej.
Większość z nas szuka potwierdzenia samych siebie u naszych najbliższych. Potwierdzenia czego konkretnie? Potwierdzenia naszej wartości i naszej racji.

Efekty braku wiary w siebie
Brak wiary w siebie stanął na początku ogromnego domino, które reprezentuje nasze życie.
Tuż za brakiem wiary w siebie podąża brak akceptacji siebie. Skoro niewiele jestem wart to nie ma we mnie akceptacji siebie. To zaś prowadzi do tego, że nie potrafię także akceptować innych. Brak akceptacji zaś wywołuje plagę oczekiwań. To jest cały zestaw zachowań i reakcji, które według nas są obligatoryjne i których rzekomo należy przestrzegać.
Jeśli jednak to się nie udaje to odrzucamy istniejący stan rzecz jako niewłaściwy lub niebezpieczny.
W tym miejscu bowiem, brakuje nam ciekawości i otwartości.
Zamknięci w społecznych osądach i przekonaniach, potęgujemy je własnym stanem emocjonalnym i zupełnie za darmo, bez przymusu, tylko z dobrej woli, oddajemy subiektywne odczucia i wrażenia, na rzecz porządku społecznego.
Zabrakło nam zaciekawienia, otwartości i empatii.
Zaczęliśmy dyskutować jaka jest różnica między zgodą i akceptacją lub między akceptacją i przyzwoleniem, a nawet promowaniem różnych zachowań bo pozwoliliśmy naszemu mózgowi, był zwiódł nas na manowce intelektu, a odwiódł od esencji naszego istnienia i doświadczenia życia.
Na tym etapie staliśmy się już pionkami na makiecie społeczeństw, w których żyjemy.
Chodzimy, tak jak nas nauczono, czyli jedynie po wyznaczonych szlakach. Dobrowolnie poddajemy się zasadom, które nam wpojono jako własne. Staliśmy się bezwolni jak bohaterowie piekielnego Squid Games. I nie zauważamy nawet, że wymuszamy na naszych dzieciach dokładnie to samo posłuszeństwo.
Bezwola i brak empatycznej refleksji nad sobą i własnym życiem doprowadziła nas do zaparcia się samego siebie, w imię systemu, który nas wychował.

A co młodzież na to?
Nie dziwi mnie więc, że współczesna młodzież bawi się w Squid games w szkołach, na Robloxie czy w innych miejscach, w których może w ukryciu przeżywać życie z własnej perspektywy.
Motywem, który coraz częściej pojawia się w psychoterapii nastolatków, z którymi pracuję; którzy siebie nawzajem nie znają, chodzą do różnych szkół i nic ich nie łączy poza przynależnością do tego samego społeczeństwa, są metaforyczne squid games. Czyli to, co jest światem młodych ludzi, co jest odrzucone lub zignorowane przez ich zaufanych dorosłych; tylko dlatego, że ci ostatni boją się rozmawiać o tematach życiowych, o prawdziwych problemach, rozterkach. Ba, boją się nawet usłyszeć, z czym muszą sobie radzić ich własne dzieci.A wszystko to zaczęło się od braku pewności siebie, czyli tego, że się jest, że się istnieje i że owo istnienie ma wartość niepodważalną.
Nieszczęśliwie każdy z nas, kto podąża szlakiem wyuczonych zachowań, przekazuje dokładnie ten sam scenariusz swoim dzieciom.
Ci zaś, którzy mają odwagę wejść w chaszcze by wydeptać drogę dla całej rodziny, dla wszystkich jej członków; ci ofiarowują swoim dzieciom elementerne poczucie wolności i sprawczości. Nie dają przewidywalnych rozwiązań, ale dają poczucie przynależności, oraz zapewnienie, że:
cokolwiek nas spotka - przejdziemy przez to razem.
Nie dają pewności, że wszystko będzie dobrze, bo nie wiedzą gdzie jest meta i jaką trzeba odbyć podróż by do niej dotrzeć. Natomiast to co wiedzą, to fakt, że RODZINA MA SWOJĄ WEWNĘTRZNĄ, SPECYFICZNĄ MĄDROŚĆ i że podążając za głosem tej mądrości, każde nabyte doświadczenie doda im pewności siebie, podniesie poziom samoświadomości i pozwoli poznać świat po swojemu, odnaleźć się w nim na tyle dobrze, by bez lęku ale i bez wymuszonego posłuszeństwa, w tym społeczeństwie funkcjonować.
W pracy psychoterapeutycznej widzę jak młodzież boi się zaufać dorosłym i słyszę jak brakuje im kontaktu z "ich" dorosłymi (rodzicami, babciami, dziadkami, itd).
Oni widzą słabość swoich rodziców, widzą ich lęki i z tego powodu często zaczynają ich chronić zachowując milczenie.
Dzieci chronią rodziców.
A przecież to nie tak są rozłożone zdrowe role rodzinne.
W pracy dramaterapeuty widzę także jak bardzo otwartość rodziców wspiera proces psychoterapeutyczny ich dzieci, a jednocześnie jak lęk i przekonania rodzicow oznaczone gniewem i frustracją, ją utrudniają.
Bo warunki życiowe mają ogromny wpływ na efektywność psychoterapii.
Jakim więc chcesz być rodzicem?
Co chcesz dać swojemu dziecku?
Chcesz je zmusić do posłuszeństwa i uległości wobec bezimiennego społeczeństwa, czy chcesz je wspierać w rozwijaniu skrzydeł?
Chcesz przekazać swojemu dziecku swój własny lęk i zmusić je do zrealizowania Twoich, niespełnionych pragnień czy chcesz dopingować swoje dziecko w poznawaniu siebie, wzmacnianiu wiary w siebie, w to, że jest wartościowe, kochane i ma moc sprawczą?
Jakim jesteś, a jakim chcesz być rodzicem?
W każdej chwili można coś zrobić. Nie zawsze można zrobić to samo, ale zawsze można spróbować nowej metody, nowego sposobu i nowej jakości.
Warsztat bazujący na głównych założeniach dramaterapii, czyli na kreatywności, akceptacji i relacji, pozwoli Ci spojrzeć na własne rodzicielstwo z nowej perspektywy.
Nie chodzi o rozmowę.
Chodzi o to, że na nowo doświadczysz mocy relacji, zabawy, akceptacji i wartości jaką jest spędzanie czasu ze swoim dzieckiem.
Z serdecznymi pozdrowieniami,
Twoja Dramaterapeutka Monika :)






















Comments