top of page

I poszliśmy do lekarza...

Niezależnie od tego, czym zajmujesz się zawodowo, najpierw przede wszystkim jesteś jakimś człowiekiem.

Zanim stałaś się fryzjerką, najpierw stawałaś się człowiekiem.

Zanim stałaś się nauczycielem, najpierw stawałąś się człowiekiem.

Zanim stałeś się mechanikiem samochodowym, najpierw stawałeś się człowiekiem.

Zanim stałeś się prawnikiem, najpierw stawałeś się człowiekiem.


Zanim zaczęłaś i zacząłes wykonywać swoją pierwszą pracę, najpierw kształtowałeś i kształtowałąś swoje JA. I od tego kształtu zależy to, jak wykonujesz swój zawód.



Historia, którą Ci przytoczę nie jest wymyślona, jest prawdziwa. Jednak, pomimo negatywnego wydźwięku nie jest manifestem "przeciwko" konkretnej postawie pracownika służby zdrowia tylko iskrą zapalną do tego by:


  • Pamiętać, że każdy z nas jest przede wszystkim człowiekiem, i od tego, jak jesteśmy uformowani, zależy, jakie mamy podejście do wykonywanego zawodu,

  • Jako rodzic, MUSISZ wypracować w sobie pewność siebie, żeby móc zawalczyć o swoje dziecko wtedy, gdy jest na to czas. Bez osobistej pewności siebie, trudno Ci będzie wierzyć w swoje kompetencje jako rodzica.

  • Zwierzchnik/autorytet nie zawsze ma rację, tylko dlatego, że jest zwierzchnikiem/autorytetem. Zanim oddasz swoje życie w cudze ręce, upewnij się, że jako dorosły człowiek, najpierw zadbałaś/zadbałeś o siebie tak, jak zrobiłby to odpowiedzialny dorosły.


Dla zachowania pełnej anonimowości, zmieniłam wszelkie możliwe, dane; jednak pamiętaj, jeśli sytuacja ta wywoła w Tobie trudne emocje, zadbaj o siebie w sposób szczególny. Zapewne jest powód, dla którego czujesz to, co czujesz.



ree

Historia dziecka, które szukało pomocy


Marek miał 11 lat i był niezwykle inteligentnym chłopcem. Był niezwykle sprawny fizycznie, miał świetne wyniki w nauce. Miał też swoje grono przyjaciół, z którymi spędzał wolny czas.

Jednak gdy był sam, zmagał się i nie wiedział co go gnębiło. Był wobec tego bezbronny.


Przez długi czas ukrywał swoje samookaleczenia.

Była zima, można to było łatwo zrobić, ale na wiosnę zaczęły się kłopoty. Coraz więcej osób zauważało małe rany na jego ramionach. Rodzice też zauważyli, że trochę pobladł, częściej zamykał się w pokoju i grał w gry z kolegami. Izolował się choć nigdy wcześniej tego nie rozbił.


Marek miał rodzeństwo i miał kochających rodziców. Szczególnie Paweł, jego młodszy brat był mu bliski, i jak coś się działo trudnego, to mówił mu, że nie wie o co chodzi, ale coś dziwnego się z nim dzieje. Czasem rozmawiał z mamą. Mama była dla niego wsparciem. Rozumiała go, nie złościła się, ale też nie wiedziała jak mu pomóc.


Trwało to miesiącami aż pewnego dnia Paweł przyszedł do rodziców i ukradkiem pokazał im list, który przypadkiem znalazł w szufladzie. Był to list napisany przez Marka, list pożegnalny.

Marek nikogo nie winił, ale nie umiał sobie poradzić z życiem, nie rozumiał sam siebie, nie umiał sobie poradzić ze swoją niewdzięcznością, z tym, że nie jest taki jak by chciał być i że już ma plan na odejście.


Rodzice zamarli.

Zrozumieli wtedy, że wszystko co wiedzieli do tej pory to był jedynie czubek góry lodowej.


Zaczęli szukać pomocy.


Przez kolejne miesiące szukali pomocy u różnych specjalistów, dużo czytali, próbowali się rozeznać w tym świecie. Winili się wzajemnie za to, co się stało. Skupili się na Marku, zaniedbując Pawła.

Ulegli paranoidalnemu lękowi, że ich syn odejdzie.


Byli u psychologa, zaczęli częściej wyjeżdzać na weekendy i spędzać rodzinnie czas. Zapraszali do domu kolegów Marka, żeby nie pozwolić mu się izolowywać, ale w pewnym momencie rodzice tych chłopców zaczęli się odwracać. Wiedzieli, że ich dzieci stają się środkiem zapobiegawczym, a to im nie odpowiadało.


Choć rozmowy w domu były bardziej otwarte i wszyscy domownicy stanęli na wysokości zadania, żeby wesprzeć Marka, on nadal nie mógł sobie poradzić.

Kiepskie poczucie się wzmagało. Był blady, zaczynał słyszeć głosy, których nie mógł zidentyfikować i najbardziej odpowiadała mu samotność.

Spędzanie czasu z rodziną, w szkole czy z kolegami zaczęła go męczyć, wręcz przygniatać.


Sytuacja się zupełnie wymknęła spod kontroli, gdy Marek zaprzestał chodzenia do szkoły.

Nie mógł znieść spojrzeń kolegów, z którymi kiedyś po prostu grał i się śmiał, a teraz znali jego sekret i patrzyli na niego z politowaniem. Nie mógł znieść stresu klasówek, tego, że w każdej chwili może być wzięty do tablicy. Nie miał siły tam chodzić.


Rodzice, którzy próbowali wszystkiego, nie mieli złudzeń, ich syn cierpi i potrzebuje pomocy. Potrzebuje natychmiastowej pomocy bo obecne środki i metody wydają się być zupełnie nieskuteczne.


Poszli więc do lekarza.

Lekarz znał tę rodzinę ale byla to powierzchowna znajomość, gdyż nigdy wcześniej nie potrzebowali oni szukać pomocy u specjalistów. Była to rodzina świadoma, dbająca o dietę, ruch i zdrowy tryb życia.
Mama, tata i Marek poszli tamtego dnia na umówioną wizytę. 
Rodzice opowiedzieli historię, która trwała ponad pół roku, wyjaśnili symptomy i powiedzieli, że byli już u psychologa i wykonali wszelkie zalecenia, ale problem się nie rozwiązywał. Przyszli z prośbą o skierowanie na badania, żeby sprawdzić i wykluczyć biologiczne podstawy choroby.
Lekarz słuchał z uwagą choć jakby bez zrozumienia.
Usłyszał o próbie samobójczej, o potencjalnej kolejnej próbie, o tym, że Marek przestał chodzić do szkoły i zaczął słyszeć głosy. Słyszał, że to wszystko trwało od miesięcy i że nie wydarzyło się nic szczególnego, co mogłoby ten stan wywołać.
Rodzice poprosili go o skierowania, poprosili o pomoc bo sami nie potrafili wesprzeć swojego syna.
W odpowiedzi lekarz z uśmiechem na twarzy odpowiedział, że z synem jest wszystko w porządku, że on nie może wiele w tej sytuacji zrobić bo to, czego synowi potrzeba, to jedynie pomoc psychoterapeutyczna.
Rodzice zamarli, zabrakło im słów. To była ostatnia deska ratunku i nagle ta ostatnia szansa rozsypała się w proch.
Lekarz nadal się uśmiechał i kontynuował swoją wypowiedź twierdząc, że jest lekarzem od 20 lat i widział takie przypadki już wcześniej. Jego doświadczenie pozwala mu na wydanie osądu, że przypadłości Marka nie są wyjątkowe, bo wielu jego rówieśników i rówieśniczek się zmaga z podobnymi problemami, ale nadal jednoznacznie twierdzi, że jest to domena psychologów i psychoterapeutów, a nie internistów.
Słysząc te słowa, rodzice poprosili go chociażby o wydanie skierowania do poradni psychologicznej wierząc, że jeśli takie skierowanie wyda lekarz, to poradnia szybciej przyjmie Marka, niż wówczas gdy zwrócą się sami. 
Lekarz jednak odmówił wydania tego zaświadczenia.
Potwierdził, że kolejki do poradni są długie i czas oczekiwania może trwać nawet ponad pół roku, niezależnie od tego, kto skierowanie wyda. 
Powiedział ze zmartwieniem, że niestety służba zdrowia nie ma wystarczających zasobów i trzeba czekać.
Rodzice, spoliczkowani i bezradni opuścili gabinet lekarski.
Czuli się podle i beznadziejnie.
Czuli, że nie zdali egzaminu z rodzicielstwa. 
W drodze powrotnej do domu w milczeniu każdy z nich próbował sobie poradzić z faktem, że nie uzyskali pomocy...
Marek także milczał.


ree

Ta historia skończyła się dobrze; zarówno Marek jak i pozostali domownicy wyszli na prostą ale kosztowało ich to wiele determinacji i transformacji. Rodzice stanęli na wysokości zadania.


Na co zwraca uwagę dramaterapeuta?


Niestety myśli i próby samobójcze oraz samookaleczenia są ostatnio poważnym problemem dla rodzin z dorastającymi dziećmi.


I choć nie mamy mocy by zmienić cały świat i sprawić by stał się bezpiecznym miejscem dla naszych dzieci i dla nas, to możemy wykonać kilka kroków oraz zdać sobie sprawę z odpowiedzialności.


Wspomnę tu o kilku podstawowych zagadnieniach:


  1. zaufaniu do własnej intuicji i pewności siebie,

  2. postawie specjalisty w stosunku do rodziny,

  3. postawie rodziców, jako osób, które czują się winne, bezradne; których relacja jest poddawana potężnej próbie,

  4. postawie rodzeństwa.


Pewność siebie i zaufanie sobie


W Wielkiej Brytanii zwykle mówi się, że mama najlepiej wie, czego potrzeba jej dziecku i że jeśli zauważa niepokojące symptomy, powinna się udać do lekarza. Mówi się wkoło, że lepiej sprawdzić i upewnić się, że nic poważnego się nie dzieje, niż czekać za długo i ryzykować.


Niestety tak się mówi mamom głównie w początkowym etapie życia dziecka, bo gdy ono wkracza w wiek szkolny, sprawa się znacznie komplikuje.

Rodzice tracą część swojej sprawczości i zaczynają poddawać się formule: "wszyscy tak mają/robią/muszą przez to przejść"

W chwili, gdy ulegają temu paradygmatowi, nieświadomie poddają w wątpliwość własny autorytet i własną wiedze oraz swoje rodzicielstwo. Niejednokrotnie zapierają się własnej rodzicielskiej intuicji po to by podążać za sugestiami udzielanymi przez autorytet szkoły czy służby zdrowia.


Jako ludzie, potrzebujemy stada. Potrzebne są nam relacje, które dają nam poczucie bezpieczeństwa. Chcemy wierzyć, że relacje, w których jesteśmy są dla nas dobre. Chcemy wierzyć, że nasza relacja partnerska jest dla nas dobra, że szkoła dobrze zadba o rozwój naszego dziecka i że lekarz wie co robi, by pomóc nam utrzymać dobry stan zdrowia.


Poczucie bezpieczeństwa i relacji to dwie podstawowe potrzeby człowieka; co bezpośrednio prowadzi do potrzeby tworzenia "plemienia", w którym możemy swobodnie funkcjonować, lub przynajmniej poddawać się iluzji bezpieczeństwa i zdrowej relacji.


Jednak jako jednostki, w okolicy 25-ego roku życia stajemy się dorosłymi, którzy w pełni ukształtowani, powinni móc przejąć na siebie odpowiedzialność za swoje dobro i dobro swojej rodziny. Taka odpowiedzialność wymaga pewności, że to co zauważam, czuję, co mnie niepokoi, to są powody, które mam prawo przedyskutować ze specjalistami i mam prawo uzyskać od nich należytą pomoc.

Odpowiedzialność człowieka dorosłego wymaga zdolności do stanięcia w obronie swoich wartości, przekonań i w sytuacji, gdy chodzi o dobro dzieci - mamy mieć wszelkie zasoby by szukać pomocy i podważać jej brak.


Wspomniana wcześniej rodzina była kochającą się rodziną. Nie była jednostką ułomną. Rodzice wspierali swoje dzieci, a dzieci czuły się bezpiecznie z rodzicami, jednak rodzicom zabrakło odwagi by stanąć w obronie Marka. Zabrakło im odwagi by w obliczu jego problemu, oprzeć się ignorancji lekarza, który ewidentnie odmówił im pomocy.

Zabrakło rodzicom pewności siebie w sytuacji, gdy przez ponad pół roku szukali różnych form wsparcia, przeczytali mnóstwo literatury i stosowali różne metody, jednak w obliczu tej jednej osoby, osoby - lekarza z autorytetem, zatracili całą swoją rodzicielską sprawczość.


Nie chcieli tego, czuli się z tym źle, mieli potem wyrzuty sumienia i nie mogli sobie wybaczyć, że zabrakło im odwagi by postawić się temu specjaliście. Szczególnie wówczas, gdy z uśmiechem zapewnił ich, że mogą nawet napisać na niego skargę (tak się faktycznie zdarzyło), a on i tak będzie trzymał się własnej decyzji, rodzicom odeszła cała odwaga, pewność siebie i zdolność do ochrony własnego dziecka.


Gdyby rodzice byli ukształtowani od wczesnych lat w sposób taki by ufać sobie i swoim ocenom, ta pewność siebie rosłaby z wiekiem i doświadczeniami życiowymi. Najprawdopodobniej jednak ci rodzice nie wyrośli w atmosferze szacunku do dziecka, człowieka i nie zadbali o wzmocnienie swojej pewności siebie jako dorośli.

Sytuacja, której doświadczyli, powinna stać się dla nich wystarczającą motywacją do tego, by zająć się sobą i zadbać o włąsną dojrzałość emocjonalną, o to by byli w stanie wziąć na siebie odpowiedzialność za siebie i swoje dzieci i byli w stanie postawić się tam, gdzie autorytet wymaga od nich posłuszeństwa lub kompromisu.


Pamiętajmy także, że postawa życiowa rodziców ma bezpośredni wpływ na ich dzieci, więc jeśli rodzicom brakuje podstawowej pewności swoich ocen i przekonań, jest niemal pewne, że ich dzieci także będą poddawać w wątpliwość samych siebie i swoje decyzje.


Postawa specjalisty w stosunku do pacjenta


Zacytowana sytuacja pokazała jakim człowiekiem był lekarz, który przyjął ową rodzinę na wizytę. Nie chodziło bowiem, o jego doświadczenie zawodowe, ale o jego doświadczenie życiowe.

Postawa ignorancji, w sytuacji zagrożenia zdrowia i życia, wydaje się być niedopuszczalna w profesji medycznej.


Niestety lekarz nie tylko nie podszedł do sprawy z należytą uwagą, ale swoją postawą wzmocnił jedynie bezradność całej rodziny i potwierdził przekonanie Marka o tym, że nie jest wart tego by o niego zabiegać.

To była najgorsza z możliwych reakcji, jakimi ten lekarz mógł się wykazać.

Absolutny brak świadomości, otwartości, empatii w stosunku do pacjenta, który przyszedł szukać pomocy - jest to postawa naganna, ale należy pamiętać, że zanim ten lekarz został lekarzem - najpierw stawał się człowiekiem.


Dlatego czasem czujemy, że ktoś ma powołanie do wykonywania swojego zawodu, a ktoś inny nie. Bo jeśli nie otrzymamy wychowania, w którym rozwija się akceptację, otwartość, empatię, a także zdrowe metody rozwiązywania problemów, mamy wybrakowane podejście do wykonywania zawodu nawet tak odpowiedzialnego i prestiżowego, jakim jest zawód lekarza.


Marek z pewnością nie powinien usłyszeć od lekarza, że nic szczególnego się z nim nie dzieje i że wielu rówieśników "tak ma".


Rodzice natomiast, z pewnością nie powinni zostać pozbawieni nadziei i wsparcia, tylko wręcz przeciwnie, powinni być zapewnieni o tym, że nadal można spróbować pomóc synowi, że są jeszcze rzeczy, które można zrobić by go wesprzeć.


Ta rodzina nie otrzymała niestety takiego zapewnienia.


Postawa rodziców, którzy musieli stanąć twarzą w twarz z własnymi demonami


Bycie rodzicem wtedy gdy mowa o uśmiechających się, szczęśliwych niemowlakach jest dość łatwe. Jednak zmaganie się z problemami samookaleczenia, niskiego poczucia własnej wartości, relacji z innymi i ze sobą; to są już wyzwania innego kalibru.

Aby móc temu stawić czoła, trzeba sobie zdać sprawę z własnych zasobów, przekonań, opinii. Trzeba wówczas mądrej komunikacji, która bazuje na wsparciu, empatycznym słuchaniu, a nie na szukaniu winowajców.


Kiedy rodzice czują się słabi, bardzo łatwo wpadają w mechanizmy samoobronne. Każdy z nas je ma, ale nie każdy zdaje sobie z nich sprawę i wie jak działają.


Jeśli rodzice zaczynają podważać własne przekonania, instynkt na rzecz autorytetu, sami odbierają sobie rodzicielską sprawczość. Madrym jest wykorzystanie wiedzy autorytetu by zweryfikować własne myśli i decyzje.


Osłabieni, niepewni siebie i wyczerpani rodzice przestają być skałą wsparcia dla swoich dzieci. Dzieci to czują i na swój sposób wchodzą w odpowiednie role. DLa przykładu dzieci mogą unikać rozmów o swoim stanie, by nie niepokoić rodziców, mogą udawać, że wszystko jest dobrze bo czują, że rodzice nie są w stanie zmierzyć się z ich problemami, lub odwracają uwagę rodziców, żeby uniknąć konieczności radzenia sobie z nimi jako z kolejnym balastem.


Bo rodzic, który sam nie umie się sobą zająć, o siebie zadbać i nie ma właściwych zasobów, staje się balastem dla swoich dzieci.


Trudne sytuacje związane z wychowywaniem dzieci wydobywają rodziców z poczucia miesiąca miodowego. Rodzice mają naprawdę stanąć do życia i zobowiązań z punktu dojrzałego dorosłego, a nie infantylnego, niedojrzałego bywalca świata dorosłych.


To jest czas gdy rodzic powinien należycie zweryfikować włąsny stan psychiczny, emocjonalny i zweryfikować swoje przekonania.






Postawa rodzeństwa w rodzinie, w której zabrakło równowagi


Pamietasz zapewne, że Marek zwierzał się czasem Pawłowi, swojemu bratu ze swoich trudności.

Jest to całkiem powszechny mechanizm, szczególnie w rodzinach, w których dzieci nie potrafią otwarcie rozmawiać z rodzicami.


Jednak nawet w sytuacji, kiedy relacje między dziećmi i rodzicami są wzorowe, rodzic nie jest odpowiednią osobą, przed którą chcemy się otworzyć lub, szukamy pośrednika, który porozmawia z naszymi rodzicami w naszym imieniu.


Pamiętasz zapewne, jak napisałam, że człowiek potrzebuje więzi, relacji, poczucia bezpieczeństwa. To są nasze podstawowe potrzeby i często rodzeństwo, jeśli nie stanowi problemu, to staje się właśnie powiernikiem.


Z jednej strony to dobrze, bo wiemy, że nasze dzieci mają się wzajemnie i mogą ze sobą przegadać wszystko to, czego nie powiedzą rodzicom. Z drugiej jednak strony czy dzieci - powiernicy, otrzymują od rodziców należyte wsparcie?


Proszę zwrócić uwagę na to, że zawsze i w każdej sytuacji, wchodzimy w różne role. Dzieje się tak w rodzinie, w szkole, pracy, w kręgu przyjaciół, a także w nas samych. To dlatego będąc jednym człowiekiem, obieramy różne strategie, dopasowujemy głos, mimikę twarzy, sposób ubrania czy mowę ciała do sytuacji.

Dopasowujemy je bo sami w sobie czujemy, że jedna wersja nas nie zda egzaminu w różnorodnych sytuacjach.


Zatem nasze powiernicze rodzeństwo także tak ma, przybiera pewną rolę i funkcję i tkwi w niej tak długo, jak jest to konieczne, ale musimy pamiętać, że bycie powiernikiem jest obciążające.

Jednocześnie, jeśli rodzeństwo weszło w rolę powiernika, może się to stać mechanizmem w przyszłości.


W takiej sytuacji mądre strategie rodziców, wsparcie dziecka, które pełni rolę powiernika jest nie do przecenienia.

Takie dziecko powinno otrzymać wsparcie od rodziców i wiedzieć, że jeśli będzie za ciężko, może powiedzieć STOP.


Jakby na to nie patrzeć, ostatecznie to rodzice odpowiadają za dobrostan swoich dzieci, a nie rodzeństwo.




Najpierw jesteśmy ludźmi. To, jak wypełniamy następujące po sobie role, wynika bezpośrednio z tego, jakimi jesteśmy ludźmi.


Przytoczona historia nie ma zniechęcić do korzystania z usług specjalistów, wręcz przeciwnie, korzystajmy z nich. Każdy z nas ma swoją wiedzę i doświadczenie, ale nikt z nas nie wie wszystkiego.

Ponieważ potrzebujemy relacji i poczucia bezpieczeństwa, to zasadne jest by szukać pomocy tam, gdzie ona potencjalnie jest.


Powyższa historia zaprasza natomiast do ponownego zastanowienia się nad sobą, nad własnym poczuciem sprawczości, pewności siebie i stylem rodzicielstwa.

  • Czego uczymy nasze dzieci naszą postawą?

  • Czy jesteśmy rodzicami, którzy się boją problemów swoich dzieci, czy odważnie potrafimy je wspierać?

  • Komu ufamy bardziej, naszym dzieciom czy autorytetom; a może własnej mądrości i intuicji?

  • Czy jako rodzice, jesteśmy dojrzałymi dorosłymi?

  • Czy dajemy naszym dzieciom poczucie bezpieczeństwa?


Nie chodzi o to by się biczować, tylko by zacząć pięknie dojrzewać.

Nasze dzieci też to zauważą i wyczują kiedy mogą się do nas zwrócić ze wszystkim, kiedy będziemy gotowi by stawić czoła ich problemom.


Tego życzę wszystkim Rodzicom.


Z pozdrowieniami,


Wasza Dramaterapeutka Monika :)








Comments


Thanks for submitting!

ADHD

PTSD

Addictions

Looked-After Children

Challenging Behaviour

Emotional Disorders

Behavioural Disorders

Stress

Eating Disorders

Sexual Abuse

Depression

Family Difficulties

Self-Esteem

Attachment

Abuse

Self-Harm

Neglect

Anxiety Disorders

Parenting Support

Post Adoption Support

War / Violence

Anxiety

Trauma

© 2023 for Follow Me Therapy All Rights Reserved by Milimetriks Graphic Studio

bottom of page